Maddie
ledwo co nadążała za szybkim krokiem Mike’a. Na dworze robiło się już ciemno,
więc widocznie rozmowa z dyrektorem zajęła jej dłużej niż myślała. Zdziwiło ją
także to, że od wyjścia z sali gimnastycznej nie spotkali żadnego ucznia.
Korytarz przy wyjściu z klasy nie miał wcale tak wiele odnóg innych, a jednak
nie zobaczyła nikogo. Nawet zbłąkanego pierwszaka. Postanowiła spytać się o to
towarzysza, na co on odpowiedział:
-
Thomson nie jest głupi, więc nie mógł ukryć wskazówki w łatwym miejscu.
Większość teraz pędzi do tych najbardziej oklepanych miejsc, dlatego uważam, że
nie znajdą tam nic. Ukrył to miejscu, którego nikt nawet nie rozważa lub nie
odważy się tam udać. – Dziewczyna zdziwiła się, że jego głos tym razem nie był
przesiąknięty jadem i złością, jak zawsze było. „Gdy oczywiście postanowił
sprawić mi ten zaszczyt i się odezwać” pomyślała z ironią.
-
A dlaczego się tam nikt nie zapuszcza? W sensie tak, gdzie idziemy.
-
Bo podczas takich zabaw czasami wypuszczają pewne… utrudnienia.
-
Utrudnienia? – Przyłapała się na tym, że jej głos drżał. Czekała na odpowiedź,
ale się o coś potknęła. Przeklęła cicho pod nosem i podniosła się, podpierając
ręką o obraz. Ten się lekko przechylił i po chwili przed nimi stał pusty i
dawno nieodwiedzany korytarz. Maddie otworzyła usta ze zdziwienia, ale gdy to
sobie uświadomiła, natychmiast je zamknęła, by nie skompromitować się przed
towarzyszem. "A co mnie obchodzi to, co sobie o mnie myśli?" skarciła
siebie w myślach. On jednak nie zwrócił na nią uwagi, tylko wyjął jakiś notes i
zaczął coś w nim kreślić. Miała ochotę zajrzeć mu przez ramię i zapytać, co
robi, ale nie zdążyła, bo go szybko zamknął.
-
Wracaj i powiedz, że mnie zgubiłaś. Nie możesz iść ze mną - rozkazał, a w niej
zagotowało się ze złości.
-
A czemu to niby masz mi rozkazywać, co? Może ja też chcę zobaczyć, gdzie ten
tunel zaprowadza i to ja go odkryłam - zaprzeczyła mu, a on sapnął z irytacją.
-
Nie możesz ze mną iść!
-
A to niby dlaczego?
-
Bo... Bo nie!
-
Ale mi argument - prychnęła i nie czekając na Mike'a ruszyła korytarzem. Nie
miała ochoty tam iść, ponieważ szczerze nienawidziła pająków, pajęczyn, myszy
oraz ciemnych pomieszczeń, ale duma nie pozwalała jej sobą pomiatać i to przez
kogoś takiego jak Mike.
Usłyszała
za sobą westchnięcie rezygnacji, a następnie kroki. Przejście było proste, ale
schodziło w dół. Musiała przyznać, że cała sytuacja ją niepokoiła. Najpierw
niby przypadkiem zostaje dobrana do chłopaka, który zaprowadza ją w tajemnicze
miejsce i, przyznajmy szczerze, mógłby lepiej zaprotestować. A on po paru
zdaniach po prostu się poddał. I chyba nie tylko on ma strategiczny tok
myślenia, prawda? Ten Alex na pewno nie jest głupi. A teraz jeszcze to
przejście. Może oni chcieli zrobić jej jakiś kawał lub po prostu upokorzyć?
Mogłaby się tego spodziewać.
Nawet
nie zauważyła, gdy kroki za nią ucichły. Gwałtownie obróciła się i
niezauważalnie odetchnęła z ulgą. Chłopak jedynie chwilowo się zatrzymał i
przykładał ucho do zimnej ściany.
-
Co ty wyp... - chciała zapytać, ale bezczelnie jej przerwał i kazał być cicho.
Spięła się i wytężyła słuch. Niestety, a może na szczęście, żaden nieproszony
dźwięk nie nadszedł. Po jakimś czasie chciała kontynuować podróż, lecz nadszedł
stłumiony przez ścianę krzyk. Zdrętwiała wiedziała, że go skądś zna. Spojrzała
na Mike'a, który biegł pod górę w kierunku wyjścia. Podążyła za nim i podczas
drogi przypomniała sobie, do kogo należał głos. To była któraś z dziewczyn z
paczki Mike'a. A ona była w parze z Lizz.
***
-
Ci twoi "przyjaciele" powinni chyba być bardziej lojalni - warknął do
niej. Okazało się, że ktoś z zewnątrz zamknął ich w środku. Coś ciężkiego
tarasowało przejście.
-
Co masz na myśli? - zadała pytanie, marszcząc brwi.
-
Zemścili się na mnie, zamykają tutaj, a ty nawinęłaś się przypadkiem i także
stałaś się ofiarą. Prawdziwi przyjaciele tego nie robią - podkreślił ostatnie
zdanie.
-
Sugerujesz coś? - Spytała szorstko. Znała ich dopiero jeden dzień, ale
wiedziała, że Lizz może ufać. Zresztą nie ma dowodów, że to oni.
-
Przecież powiedziałem, że uważam, iż to ich wina - odpowiedział
zdezorientowany.
-
Chodziło mi o to ostatnie - sprecyzowała, a chłopak się zmieszał i nie
odpowiedział. Ona już nie dopytywała, tylko usiadła na zimnym betonie
podkulając nogi. Zostało jej jedynie czekać.
***
-
Przestań - jęknęła żałośnie. Przez ostatnie dziesięć minut Mike walił czymś w
drzwi. Maddie już od tego zaczynała boleć głowa. Popatrzyła na niego, podczas
gdy on pracował. Kiedy dokładniej się przypatrzyła pomyślała, że zwariował.
-
Czy ty się dobrze czujesz?! Mógłbyś chociaż celować drzwi.
-
To w co niby ja celuję? - zadał pytanie zdezorientowany, nie wiedząc, czy
Maddie sobie z niego żartuje.
-
Ykhm, celujesz w ścianę około metr od obrazu.
-
Wydawało mi się... Zresztą skąd to wiesz? Nic nie widać.
-
Bez przesady. Panuje półmrok, ale dobrze widać - zaprzeczyła.
-
A pomyślałaś może, skąd to twoje światło jest? - spytał ironicznie.
-
Bo ja wiem? Jesteś synem Heliosa, to może wydajesz coś jasnego, a sam jesteś
ślepy.
-
A może po prostu, jako córka Selene widzisz w ciemności? Mało prawdopodobne,
bym był półślepy.
Dziewczyna
nie odpowiedziała, gdyż ktoś ewidentnie odsuwał przedmioty spod obrazu. Zerwała
się z miejsca i popchnęła drzwi, a za nimi stał... rozzłoszczony woźny. Miał na
sobie typowy uniform. Jego siwe włosy były zapuszczone i długie pasma opadały
wielki garb. Pchał przed sobą wielki wózek z szczotkami i szmatkami.
-
To wy, tak?! Ze mną do dyrektora! Już dawno po ciszy nocnej, a wy mi się
szwendacie i utrudniacie pracę! - krzyknął na nas zgorzkniałym głosem.
Dziewczyna
szczerze się zdziwiła. To ile czasu oni tam spędzili? Nie chciało jej się
wierzyć, że aż parę godzin. Mike zaczął coś tłumaczyć mężczyźnie, a on po
chwili dał spokój, ale zagroził, że jeśli Thomson nie potwierdzi tego, co mu
powiedział, to zostaniemy ukarani.
Maddie
ruszyła w stronę swojego pokoju, ale nadal zastanawiała się, kto ich tam
zamknął. I co oznaczał ten krzyk. A może to wcale nie była ta dziewczyna?
Przecież jest taka możliwość, że jakaś inna półbogini ma podobny głos. Albo
przestraszyła się czegoś banalnego, jak pająk. "To zresztą nie moja
sprawa, tylko Mike'a." pomyślała i z taką myślą zasnęła.
***
Lizz
z Maddie szły właśnie do sali
historycznej. Okazało się, że Lizz wróciła do pokoju długo przed tajemniczym
krzykiem, a dalej już nie brnęły w tę sprawę.
Wokół
nich podążała reszta uczniów, nie przyglądając się już tak nachalnie
"nowej".
Obrazy
na ścianach, w miarę zbliżania się do klasy, coraz częściej zawierały fragmenty
znanych bitw, które odegrały ważną rolę w historii.
-
To będzie twoja pierwsza lekcja, tak? - zadała pytanie Lizz.
-
Pomijając sporty, to tak - potwierdziła
jej przyjaciółka. Mimo to je myśli były o wiele dalej. Nadal nie dawała jej
spokoju Nyks i to, co ukrywają nauczyciele. Dalsze rozmyślania przerwała
nadchodząca nauczycielka. Otworzyła drzwi i gestem ręki zaprosiła uczniów do
środka. Przyjaciółki usiadły w jednej ławce. Lekcja zaczęła się inaczej niż
zwykle. Historyczka podeszła do stolika Maddie i zwróciła się do niej:
-
Jestem Isabella Clipson, córka Ateny i uczę tutaj historii. Miło mi cię poznać.
Mam nadzieje, że polubisz moje lekcje i na dobry początek możesz sama wybrać
temat, który dzisiaj omówimy. Co proponujesz?
Maddie,
lekko zaskoczona takim obrotem sprawy, zaczerwieniła się i w poszukiwaniu
pomocy rozejrzała na boki. Jej wzrok przykuły plakaty zawieszone po prawej
stronie. Omiotła spojrzeniem nagłówki: relacja z wyprawy po złote runo... Wojna
trojańska... Rodzaje wiatru... Słowo...
-
Słowo - wymsknęło jej się.
-
Co: "słowo"? - spytała zdezorientowana nauczycielka.
-
Tam na ścianie jest taki plakat o jakimś słowie.
-
Aaa, Słowo. Cóż, ten temat jest nieobowiązkowy.
Nie zamierzałam go realizować, ale... - Przymrużyła oczy. - Na pewno wam
się przyda. Kiedyś.
Lizz
spojrzała na panią Bellę, potem na przyjaciółkę, a na koniec omiotła wzrokiem
Mike'a. Alex, siedzący za nim, napotkał jej wzrok. Gdy to zauważyła, rzuciła mu
pogardliwe spojrzenie i z powrotem się odwróciła.
-
Na początku był Chaos - zaczęła nauczycielka - a z niego zrodzili się Gaja i
Uranos, co już oczywiście powinniście wiedzieć. Pradawna dwójka bogów
przewidywała, że nadejdą czasy, w których ich potomstwo osiągnie moc większą od
ich własnej. Postanowili zabezpieczyć się przed tą ewentualnością. Połączyli
siły i wspólnie stworzyli Słowo. - Tu umilkła. Popatrzyła na swoich
podopiecznych. Odchrząknęła i kontynuowała opowieść. - Wedle podań, które
dotrwały do tych czasów, można stwierdzić, że jest to coś nienamacywanego.
Osiada w czyimś umyśle. Wspiera go radą. Daje moc niszczenia, a także
odrodzenia przedmiotów. Po wojnie z tytanami zaginęło. Nikt z żyjących nie jest
w stanie określić jego położenia. Słowo ma niewyobrażalne, a zarazem
nieodwracalne możliwości - dodała grobowym głosem. - Ale to tylko mit i teraz
możemy już się zająć powtórzeniem do sprawdzianu z wyprawy po złote runo. -
Uśmiechnęła się pokrzepiająco i zaczęła wypisywać dane na tablicy.
Uczniowie otrząsnęli się jak z transu,
zamrugali oczami i w milczeniu otworzyli zeszyty.
***
Przyjaciółki
powędrowały do pokoju, nadal oszołomione lekcją. Pani Bella zdziwiła dużą ilość
uczniów. Czemu wcześniej o tym nie mówiła? Na korytarzu spotkały nienagannie
uczącą się Victorię. Jako córka Ateny była ulubienicą wielu nauczycielek.
Zwłaszcza, że można ją nazwać daleką krewną wielu z uczących. Podała
dziewczynom kartki z planem lekcji na ten dzień, wyjaśniając, że w imieniu
przewodniczącej informuje Maddie, iż zanim pójdzie na zajęcia ma wybrać broń.
Lizz kiwnięciem głowy podziękowała i weszła do pokoju, a zaraz za nią do
swojego Maddie. Usiadła na łóżku i szybko przeczytała kartkę:
12:15
»10 minut przerwy
12:30
» Lekcja mniej potrzebnych rzeczy
13:30
» Obiad
14:00
» Przerwa poobiednia
15:15
» Zgłosić się do przewodniczącej
Westchnęła
i sięgnęła po książkę.
***
Do
pustej sali wszedł dyrektor. Rozejrzał się dookoła i podszedł do jednej ze
ścian, zdjąć plakat o Słowie. Zwinął go w rulon, a następnie podszedł do
historyczki.
-
Bello?
-
Udało się, Fergusie. Powiedziałam bardzo ogólnie. Może poprosisz kogoś, aby
dodał do jej podręcznika kilka dodatkowych stron?
-
Przede wszystkim gratuluję, ale twój nowy pomysł za długo by trwał. Jakie będą
jej następne lekcje?
-
Mniej potrzebne rzeczy. Potem nie wiem, ale mogę sprawdzić.
-
Nie ma potrzeby. To wystarczy. Ta lekcja powinna być normalna. To może być
jakaś inny przedmiot. Proponujesz coś?
-
Greka albo wróżbiarstwo? Walka?
-
Walka będzie dobra. Jak wybierze swoją broń, to wygrawerujemy na niej może
jakąś podpowiedź?
-
Najlepiej w starożytnej grece.
-
Dokładnie. A teraz już powiedz nauczycielowi, żeby to przygotował. I jeszcze
niech przyjedzie do mnie Panią May. Mam jeszcze jeden pomysł. Do zobaczenia.
***
Parę
minut po zajęciach do pokoju Maddie zapukała i po chwili weszła jedna z
koleżanek Lizz, która była także z nią w grupie. O ile się nie myliła, była to
Alice.
-
Hej! Wiesz może gdzie poszła Lizz? Nie mogę jej nigdzie znaleźć - spytała.
-
Nie, ale chyba poszła do swojego pokoju się przebrać - odparła córka Selene.
-
A w ogóle, jaką teraz mamy lekcję? - Maddie zerknęła na plan lekcji leżący na
biurku.
-
Normalne przedmioty - odpowiedziała.
-
Zaprowadzić cię do sali? Pewnie i tak nie znajdę Lizz przed dzwonkiem - zadała
pytanie, na co koleżanka odpowiedziała kiwnięciem głowy. Wyszły na korytarz i
ruszyły w kierunku sali.
-
Jeszcze mnie nie za bardzo znasz, prawda? Jeśli będziemy razem w paczce, musisz
nas wszystkich poznać. Jak pewnie wiesz, jestem córką Afrodyty. Chyba jedyną,
która nie poświęca godziny na makijaż - zachichotała. - Prawdopodobnie to dlatego,
że mój ojciec ma jakieś bardzo dalekie korzenie Hefajstosa, ale nie ma
pewności. Wątpię, by tak było, ponieważ moja matka nienawidzi swojego męża i
nie mogłaby mieć dziecka z jego potomkiem, ale kto tam wie. Jak to jest być
jedyną córką Selene?
-
Och, trudno mi powiedzieć, ponieważ nic w moim życiu z tego powodu się nie
zmieniło. Oczywiście oprócz tego, że jestem herosem. - Alice kiwnęła głową ze
zrozumieniem.
-
Wiem, jak musisz się czuć. Ja w wieku dwunastu lat byłam bardzo zaskoczona i
nie chciałam opuścić domu, ale w końcu tata powiedział mi, że tak będzie
lepiej. I poznałam nowych przyjaciół. Och - sapnęła z poirytowaniem - znowu za
dużo gadam. Wszyscy mi mówią, że jestem gadułą. A ty też tak sądzisz?
-
Emm - dziewczyna zaczerwieniła się, ale od odpowiedzi uratowało ją to, że już
doszły, a przed wejściem zebrał się mały tłumek. Po chwili przyszła
nauczycielka i wpuściła wszystkich do środka.
Maddie
była zmuszona usiąść obok Alice, gdyż Lizz nadal nie było.
-
Emmo, rozdaj wszystkim ksero. - Nauczycielka poprosiła uczennicę siedzącą w
pierwszej ławce i podała jej plik kartek. Po chwili przed każdym uczniem leżał
plik zadań matematycznych. Maddie westchnęła żałośnie. Jak ona nienawidziła
matematyki!
-
Jest ktoś chętny do rozwiązania pierwszego przykład na tablicy? - spytała
nauczycielka, ale nawet nie rozejrzała się po klasie i dodała: - Arrow Suzy. -
Drobna dziewczyna podeszła do tablicy i zaczęła rozpisywać działanie. W tym
momencie drzwi się otworzyły i weszła Lizz. Miała pobrudzone ubranie i poczochrane
włosy. Wyglądała na bardzo wściekłą.
-
Panno Parks, czemu się spóźniłaś?
-
Ponieważ... Nie usłyszałam dzwonka, pani May - powiedziała, nie patrząc na
nauczycielkę i opadła szybko na najbliższe, wolne miejsce, które było po
drugiej stronie Maddie.
-
Czemu się spóźniłaś? - szepnęła do niej przyjaciółka.
-
Przez Alexa. Napuścił na mnie coś dziwnego - wysyczała ze złością. Wzrok dziewczyny automatycznie powędrował w
stronę syna Zeusa, ale ten nie zwrócił na nie uwagi.
- Nie martw się, nic… - Nawet nie zauważyła,
gdy do nich podeszła nauczycielka.
-
Co to za rozmowy? Nudzi się wam? Panno Moon, musimy poznać pani braki w nauce.
Zapraszam do tablicy.
Maddie
zagryzła wargę ze zdenerwowania, ale potulnie kiwnęła głową i złapała kredę. Po
dziesięciu minutach męczarni udało jej się rozwiązać zadanie, ale miała
wątpliwości co do wyniku. Odwróciła się wyczekująco do nauczycielki, ale ona
wypisywała coś w dzienniku. Poczuła za sobą podmuch wiatru, ale pomyślała, że
pewnie jej się wydawało. Pani May po chwili spojrzała na tablicę i ku jej
zdziwieniu spojrzała na nią groźnie. Maddie obróciła się, by znaleźć błąd i
zawrzało się w niej ze złości.
-
Mike! Alex! - krzyknęła i spojrzała na nich groźnie. Alex był synem Zeusa i
widocznie za pomocą wiatru poruszył gąbką, by zmyć zapis. Oni mimo wszystko
przybrali miny niewiniątek, mówiące "czego od nas chce ta wariatka?".
-
Panie Royhund, Mistay oraz panno Moon. Pod koniec lekcji proszę się do mnie
zgłosić - ogłosiła i poprosiła do tablicy innego ucznia. Dziewczyna chciała
zaprotestować, że nie zrobiła nic złego, ale nic nie powiedziała, bo i tak nic
by to nie dało.
Gdy
zadzwonił dzwonek, widząc, że niczym nie poprawi sytuacji, posłusznie
poczekała, aż wszyscy opuszczą salę. Nauczycielka wytłumaczyła im, że będą za
karę uczestniczyć w grach terenowych starszych uczniów, ale, widząc reakcję
chłopaków, doszła do wniosku, że to nie może być przyjemne zajęcie. Na pytanie,
na czym ma to polegać, odpowiedziała szorstko:
-
Będziecie jedną drużyną, a klasa, z którą będziecie grali, zostanie podzielona
na większe grupy, więc będą mieli przewagę. W lesie został ukryty jeden
przedmiot i wy musicie go odnaleźć. Dziś o 20 stawcie się na skraju polany i
lasu. Radzę wcześniej zrobić lekcje, bo wrócicie długo po ciszy nocnej. To
tyle. Możecie już iść.
Odprowadziła
ich wzrokiem, aż zamknęła za sobą drzwi. Za nimi czekała na nią przyjaciółka.
-
Dostałam szlaban - powiedziałam z przekąsem.
-
Przez tych idiotów?! - Lizz wydawała się być oburzona.
-
Pewnie też za to, że się zbytnio uniosłam.
Po
krótkiej wymianie zdań ruszyły na obiad. Dosiadły się do stolika przy, którym
konsumowały posiłek już Alice i Vicki.
-
Co jest takiego strasznego w grach ze starszymi klasami? - zadała pytanie
Maddie. Dziewczyny spojrzały na nią współczująco.
-
Można powiedzieć, że są czasami trochę... brutalne. Biorą w niej udział tylko
ci, co chcą zdobyć dodatkowe oceny ze sportów, a to są w większości osoby
bardzo zdeterminowane. Trochę trudno to wytłumaczyć, ale ja raz brałam w takiej
jednej udział, to bardziej to przypomina obóz przetrwania, zwłaszcza że
puszczają po lesie potwory - odpowiedziała jej Vicki. Maddie skrzywiła się i
szybko zmieniła temat.
-
Co sądzicie o dzisiejszej historii? Tylko mi się wydawała dość dziwna? Ta cała
opowieść o Słowie. Wydaje mi się, że to jest ważne.
-
Serio się tym przejęłaś? - odpowiedziała niczym nie zrażona Lizz. - To tylko
legenda.
-
Ja tam też uważam, że to coś oznacza. Zauważ, że tego plakatu wcześniej nie
było. - stanęła po stronie koleżanki Vicki. - Ale nic dziwnego, że tylko ja to
zauważyłam, bo chyba nikt oprócz dzieci Ateny ich nie ogląda.
-
Widzisz? Może to tylko legenda, ale to musi coś oznaczać - ucieszyła się Maddie
na wsparcie koleżanki,
-
Maddie, nie zawracaj sobie tym głowy...
-
Ale to wszystko podejrzane!
-
Podejrzane? - zaśmiała się Lizz nie dając koleżance dokończyć. - Wszystko?
-
Ona chyba miała na myśli, że na początek matka jej mówi, by uważała na
ciemność, potem idą do dyrektora, który wspomina historię z Nyks, a teraz
dowiadujemy się o starożytnym Słowie, o którym wcześniej nie było nawet
wzmianki - dołączyła do dyskusji Alice.
-
Ech, niepotrzebnie się wysilacie. Nauczyciele tacy już są. Nie gadają do
rzeczy. Chodźcie przygotować się na walkę. - Dziewczyny westchnęły ze
zrezygnowaniem, ale kiwnęły głowami. Według planu, Maddie miała się stawić
wcześniej by wybrać broń, dlatego żwawo zmieniła mundurek na koszulkę z krótkim
rękawkiem i szorty, a już parę minut później stała z Lizz na niewielkiej
polanie koło magazynku. Na początek miała wypróbować miecz. Przeciwnik nie
atakował, lecz odbijał co jakiś czas nieporadne ataki. Nauczyciel pokręcił z
głową i mruknął pod nosem:
-
Z pewnością nie żadne miecze i sztylety – skomentował.
-
A czy nie powinnam się tego na początek nauczyć by to ocenić? – spytała Maddie.
-
Rodzaj walki ma się we krwi. Każdy półbóg został stworzony do innej techniki.
Spróbuj z łukiem. – Zważyła w rękach przedmiot i uniosła na poziomie twarzy.
Założyła strzałę i napięła przykładając ją do twarzy, a następnie z idealną
precyzją wystrzeliła. Ku jej zadowoleniu trafiła w sam środek.
-
Brawo. – Zaklaskała jej przyjaciółka.
-
Dobrze. – Pokiwał głową nauczyciel, a następnie zwrócił się do Lizz. – Panno
Parks, spóźnisz się na lekcję. – Ona odburknęła coś pod nosem, ale pobiegła na
sąsiednie pole, na którym uczniowie zaczynali celować w ruchome cele.
-
To ona nie ma ze mną walki? – zdziwiła się Maddie.
-
Pod walkę podchodzi twoja kategoria, Panno Moon. Jak mówiłem, każdy heros
specjalizuje się w jednej dziedzinie i ją ćwiczy. Oczywiście można się zapisać
na zajęcia dodatkowe, by zdobyć inne umiejętności, ale w planie lekcji masz
teraz pod „walką” podkategorię strzelanie. Panna Parks walczy sztyletem.
Rozumiesz? – Córka Selene pokiwała głową. Następnie ruszyli do magazynku, by
dostała swoją broń. Ta, którą dostała wcześniej, była jedynie do testowania.
Weszli do pomieszczenia, w której czekały
stosy broni, ale nauczyciel sięgnął na wysoką półkę i wziął przygotowany
przedmiot. Obejrzał ją jeszcze raz, jakby się chciał upewnić, że to na pewno
jest to, co ma otrzymać. Dostała łuk razem z kołczanem, wypełniony identycznymi
strzałami. Podziękowała i zajęła jedno z niewielu wolnych stanowisk. Zaczęła
ćwiczyć i, nim się obejrzała, lekcja się skończyła, po czym wszyscy wrócili do
budynku. Podczas drogi powrotnej Lizz spytała, czy może zobaczyć jej łuk.
Obejrzała go z każdej strony. Był cały czarny, z wyjątkiem miejsca oparcia dla
strzały. Srebrna cięciwa i ciemne kolory pasowały wyglądem do właścicielki.
-
Piękny. Chyba masz najładniejszy ze wszystkich – pochwaliła Lizz.
-
To dziwne, że dla mnie się tam postarali.
-
Och, załóżmy, że to zbieg okoliczności. Jak się przebierzemy, to pójdziemy
odpocząć do świetlicy?
-
Chciałabym, ale muszę odrobić lekcje, a potem idę na szlaban.
-
Mike i Alex – sapnęła z irytacją Lizz. – Przez nich już drugiego dnia masz
szlaban. To niedorzeczność. Nauczyciele się chyba starają, żebyś znienawidziła
tą szkołę.
-
Dobra, ja się zbieram.
-
Pa! Trzymam kciuki, że uda ci się przeżyć.