26 września, godzina 6:55
Pip! Pip! Pip! Mówił budzik Maddie. Otworzyła leniwie błękitne oczy, które
dzisiaj, mimo długiego snu, były zmęczone wczorajszymi wydarzeniami.
Przeciągnęła się i szybko ubrała w przygotowane dla niej ubrania. Związała
długie do łopatek, czarne włosy w warkocza, który mimo jej starań nigdy nie
wychodził idealnie. Szybkim krokiem doszła do gabinetu dyrektorki tutejszego
domu dziecka. Zapukała niepewnie, a ze środka doszedł cichy pomruk zgody.
Niepewnie stanęła w drzwiach dość specyficznie urządzonego pomieszczenia.
Ściany były zgniłozielone z meblami udającymi eleganckie. Wszystko dopełniały
obrazy przeróżnych dzieci na ścianach, a każde koniecznie miało na rękach
rudego bądź czarnego w białe łaty kota.
- Usiądź - powiedziała do niej lekko zaspana pani Scott.
Dziewczyna spoczęła na skraju krzesła, lecz tak, by w każdym momencie być
gotowym na ucieczkę. - Teraz, kiedy już jesteś wyspana, możemy spokojnie
porozmawiać - westchnęła. - Jak już się pewnie domyśliłaś, twój ojciec był
seryjnym mordercą, co tak uporczywie przed tobą ukrywał - spojrzała na Maddie
współczująco. - Wczoraj policja go złapała, a on wykrzyknął, by ktoś się tobą
zaopiekował. Podczas, gdy właśnie się sama uczyłaś w domu, bo zakazał ci chodzić
do szkoły, policja wzięła cię i tutaj przyniosła. - Powiedziała to takim tonem,
jakby to, że dziewczyna sama uczyła się w domu, było tysiąc razy gorsze od
tego, że jej ojciec mordował ludzi i ukrywał swoją córkę bez matki przed
światem. - Chcieliśmy, byś zamieszkała tutaj, z nami i rozpoczęła normalną
naukę, ale…
- Ale co? – przerwał jej zirytowany głos piętnastolatki. –
Znalazł się jakiś zaginiony krewny, który okaże się niewiele lepszy od niego? – spytała zirytowanym głosem.
- Nie, nie masz żadnych innych krewnych od strony taty, a o
matce nic nie wiadomo. Wracając do tematu: jedna szkoła z internatem, gdy tylko
tu zostałaś przesłana i właściwie zameldowana, czego twój ojciec nie zrobił,
zgłosiła się, by cię do niej przyjąć. Znajduje się na północ od Londynu. Dużo o
niej nie wiadomo, ale chyba jest całkiem dobra. Wolisz do niej pójść, czy
zostać tutaj?
Maddie zamyśliła się nad propozycją. W sumie tutaj nic
specjalnie się jej nie podobało, a uczniowie z tej drugiej szkoły pewnie nie
będą wiedzieć nic o jej niemiłej przeszłości, którą cała tutejsza szkoła
poznała. Po krótkim namyśle odpowiedziała krótko:
- Tak. – Nie chciała specjalnie spoufalać się z tą kobietą,
który wyglądała, jakby chciała z nią dyskutować, dlaczego ta szkoła w domu
dziecka jest lepsza. Nic jednak nie powiedziała, tylko kiwnęła głową i
powiedziała, że dostanie odzież, a książki i przybory będą na miejscu. Odbyła
krótką rozmowę telefoniczną i oznajmiła, że za dwie godziny przyjadą po nią
starsi uczniowie placówki i dowiozą na miejsce. Do tej pory miała spakować
rzeczy, które dostała i mogła robić co będzie chciała.
Wsadziła wszystko byle jak do granatowej torby i zagłębiła się
w myślach, powracając do niemiłych wspomnień. Od zawsze ojciec traktował ją
oschle, zakazywał wychodzić z domu i kupił jej książki, z których miała się
sama uczyć w domu. Zawsze wiedziała, że tata, jeśli go tak można nazwać, łamał
prawo. Kradł lub na jakiś inny sposób. Nie zdziwiło jej to specjalnie, gdy
policja zapukała do jej drzwi, by ją zabrać. Oczywiście była zszokowana, ale
nawet idiota domyśliłby się, że coś jest na rzeczy.
Po jakimś czasie zawołano ją na dół, gdzie koło pani Scott stało
dwóch chłopaków. Oboje wyglądali na około osiemnaście lat. Pierwszy miał czarne
włosy, poniekąd przypominające jej, oraz morsko – niebieskie oczy. Był całkiem
przystojny, wysoki i posiadał wyraźnie zarysowane mięśnie. Drugi, trochę niższy,
szczycił się kręconymi, brązowymi włosami i piwnymi oczami. Nie dorównywał
wyglądem zewnętrznym koledze, ale z pewnością był pogodniejszy i wyglądał, jakby
miał zaraz przebiec cały maraton dwa razy.
- Madeleine… - zaczęła dyrektorka.
- Maddie – poprawiła ją automatycznie.
- … to jest…
- Ja jestem David, a to Joe – przedstawił siebie i przyjaciela
wyższy. Dziewczyna pożegnała się z panią Scott i za chłopakami na tylne
siedzenie w czarnym, terenowym Nissanie. Przez parę minut jechali w ciszy
oglądając niespecjalnie ładne widoki szarych budynków. W końcu Maddie
postanowiła przerwać niezręczną ciszę.
- To… No jak jest w tej szkole? – Brunet postanowił włączyć się
w rozmowę.
- Całkiem spoko. Mój stary chodził do niej tak samo jak matka i
tam się poznali. Nauczyciele są okej, ludzie też. Spodoba ci się. Niestety nie
możemy ci o niej dużo powiedzieć, bo takie są reguły.
- Ale jak to „reguły”? Nie możecie opowiadać o swojej szkole? –
Zmarszczyła brwi.
- Bo to nie jest zwykła szkoła – uśmiechnął się tajemniczo i
nagle wjechali w tunel. Gdy wyjechali nie widzieli szarego klimatu Anglii, lecz
pojawili się w osłonecznionym miejscu, przez które prowadziła nierówna droga.
Wyjechali z gaju i zobaczyli budynek szkoły, przy którym płynęła rzeka z
mniejszą plażą. Czarnowłosa otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Nie była to
zwyczajna placówka. Był to ogromny zamek składający się z wieżyczek,
półokrągłych okien i wielkiego wejścia, przed którym na schodach stał pewny
siebie i stanowczy mężczyzna. Miał na sobie granatową szatę, ale nie wyglądał w
niej jak jakiś czarnoksiężnik. Po prostu wzbudzał szacunek.
Zatrzymali się na małym parkingu przy bramie i wyszli na
brukowaną ścieżkę. David i Joe podeszli przodem do mężczyzny, a Maddie
cicho za nimi.
W jej umyśle kłębiły się najróżniejsze myśli. Co to za
miejsce? Jak to się stało, że nagle z tunelu wyjechali tutaj? Kto tym chłopakom
zabronił jej cokolwiek powiedzieć? Gdzie ona się w ogóle znajduje? Tak dużo
pytań i żadnej odpowiedzi.
- Proszę za mną - odezwał się do niej ten oryginalnie
ubrany człowiek. Powiedział te trzy słowa i nie czekając na nią odwrócił
się na pięcie, znikając za drzwiami. Po paru sekundach otrząsnęła się i
pobiegła za nim. Gdy go dogoniła, rozejrzała się po pomieszczeniu. Szli przez
długi korytarz z wysoko powieszonym sufitem, na którym znajdowały się jakieś
malowidła. Ściany boczne były zdobione z dużą liczą starych obrazów. Na końcu
korytarza znajdowały się na honorowym miejscu gabinet dyrektora. Wszedł
pierwszy, pozostawiając drzwi otwarte i usiadł za biurkiem. Dziewczyna poszła
za nim i cicho przymknęła przejście. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było
bogato przystrojone, na ścianach wisiało czternaście wielkich obrazów w cennych
ramach. Znajdowali się na nich najważniejsi bogowie. Kredens, biurko oraz inne
pomniejsze meble były z ciemnego drewna i pokrywała je cienka warstwa lakieru.
Maddie usiadła na eleganckim krześle, obitym w materiały i
wbiła w człowieka swoje czujne spojrzenie. Ten zerknął na nią, westchnął i
zaczął swój monolog:
- Kojarzysz może grecką mitologię? – I nie czekając na
odpowiedź mówił dalej, ale dziewczyna kiwnęła głową. – Są też herosi. To wszystko
istnieje naprawdę, a my jesteśmy dla nich szkołą. – I tutaj umysł Maddie na
chwilę się zawiesił. Często czytała grecką i rzymską mitologię. Bardzo się nią
fascynowała i uważała, że Grecy wszystko sobie dokładnie przemyśleli i spisali.
Jednak to było zadziwiające i nie mogła uwierzyć, że to jest prawda. „To pewnie
jakaś ukryta kamera” pomyślała, ale wszystko, co opowiadał ten człowiek wydawało
się tak wiarygodne...
- Mamy po całej Wielkiej Brytanii rozesłane nimfy, które
pracują w urzędzie i tylko, kiedy jakiś zameldowany człowiek będzie
potencjalnym herosem wysyłają do niego satyra. Każdy półbóg, który się tutaj
znajduje został tu przyprowadzony w wieku dwunastu lat i nie zdarzyło się, by
ktokolwiek zostało ominięty. W tym wieku, także zaczyna się pierwszy rok nauki
i kończy się w wieku dwudziestu lat, ale można opuścić szkolenie w wieku osiemnastu.
Zazwyczaj jednak większość zostaje.
Dziewczyna słuchała go
zafascynowana, jednak nękała ją jedna myśl: „co ona tutaj robi?”. Odpowiedź
nadeszła jednak szybko. – Teraz pojawiasz się ty. Twój ojciec cię nie
zameldował, więc nie mogliśmy cię znaleźć. Żeby nadrobić twoją edukację, będziesz
miała dwa razy w tygodniu zajęcia uzupełniające. W skład planu lekcji wchodzi
nauka strzelania z łuku, wspinaczka, greka, walka na miecze, historia, sporty
& wytrzymałość oraz reszta przedmiotów w jednym, typu matematyka i język
angielski, by półbogowie nie wyszli na jakiś przygłupów. To tyle. Mieszkasz w
pokoju numer 143 w zachodnim skrzydle, gdzie znajdują się pokoje wszystkich dziewczyn.
Chłopcy mieszkają we wschodnim. Wyślę do ciebie przewodniczącą twojej klasy, by
ci wszystko wyjaśniła. Aktualnie nie wiemy, kto jest twoim boskim rodzicem, ale
niebawem powinien ci się objawić. Do widzenia. – odparł, ale dziewczyna
siedziała dalej na krześle zszokowana. To wszystko powiedział jej takim
beznamiętnym tonem i tyle informacji na raz, że wszystko zaczęło ją
przytłaczać. Wzięła klucz i wyszła, a drzwi same się za nią zatrzasnęły. Stała
parę minut na korytarzu, a powoli do jej głowy dochodziła informacja, że nie ma
swojej walizki ani nie ma pojęcia, jak dojść do zachodniego skrzydła. Wzięła
się w garść i poprzednią drogą doszła na dwór. Na schodach zobaczyła samotny
bagaż, który aż prosił się by go stąd zabrać. Dźwignęła go, a gdy znalazła się
powrotem w zamku zabrzmiał dzwonek. Przestraszona dziewczyna schowała się
szybko na głównymi drzwiami i oglądała. Obserwowała, jak chłopcy i dziewczyny w
różnym wieku wychodzili z sal, niektórzy obciążeni książkami, a inni spoceni
lub z ranami. Rozmawiali, plotkowali i oskarżali nauczycieli o nawał dodatkowej
pracy domowej. To wszystko było dla niej nieznane. Dziewczyny, która sama uczyła
się w domu i oprócz małej liczby ćwiczeń, które mogła wykonać, nie wykonywała
zadań fizycznych. Po około dziesięciu minutach ponownie słychać było głośny
dzwonek, a uczniowie z cichym jękiem z powrotem się rozeszli. Ona powoli wyszła
i powolnym krokiem ruszyła drogą, która, jej zdaniem, prowadziła na zachód. Po
paru pomyłkach i ślepych uliczkach doszła do drzwi z napisem „001”. Podążała
dalej, ale korytarz kończył się na numerze „050”. Westchnęła i weszła na schody.
By dojść do pokoju numer „143” musiała znaleźć się na trzecim piętrze, które
było przedostatnie. Po drodze minęła łazienkę, która jak się okazało, była
jedna na każdym piętrze, czyli na 50 dziewczyn.
Kluczem przekręciła zamek, a mechanizm cicho kliknął. Weszła do
środka. Pokój zawierał łóżko, a przy nim mała szafeczka, szafę, biurko z lampką
oraz półki na książki. Na pulpicie leżały książki, zeszyty oraz przybory do
pisania. W szafie znalazła ubrania na każdą okazję; sportowe, eleganckie i
normalne oraz do nich buty. Zerknęła na rozmiar i uznała, że powinny być dobre.
Szybko rozpakowała rzeczy, które miała i usiadła przy biurku. Leżała tam także
koperta i plan lekcji. Drugie tylko przeleciała wzrokiem, a skupiła się na
liście. Szybko go przeczytała, czekając na wyjaśnienia dzisiejszego dnia.
Witaj
w naszej szkole, Madeleine!
Z pewnością Pan dyrektor,
Fergus, nie spoufalał się z Tobą, więc jak tylko dowiedziałam się o Twoim
przyjeździe, postanowiłam do Ciebie napisać, zwłaszcza, że jestem zastępczynią
Fergusa, a on ma mnóstwo spraw do załatwienia.
Z trzeciej lekcji, która
według moich obliczeń powinna wypaść po Twoim przyjeździe, zwolniłam
przewodniczącą Twojej klasy, która ma Ci wszystko wyjaśnić i oprowadzić Cię.
Nie martw się, my nie
jesteśmy Twoimi wrogami, tylko chcemy Ci pomóc. Jeśli nie przejdziesz
właściwego szkolenia, to Twoje życie może być bardzo krótkie, więc chociaż
spróbuj polubić tą szkołę.
Isabella Clipson, nauczycielka historii
& wice dyrektor
Po przeczytaniu wiadomości, Maddie odetchnęła z ulgą. Przynajmniej
jedna osoba traktowała ją przyjaźnie. Następnie jak za zawołanie usłyszała
ciche pukanie do drzwi. Podeszła do nich i przekręcając okrągłą gałkę,
otworzyła. Stała za nimi wysoka blondynka, o ciemnych, inteligentnych oczach.
Wyglądała idealnie. Za idealnie. Chodziło o to, że osoby zbyt idealne źle jej się kojarzyły. Najlepsze oceny, super wygląd,
sylwetka, zadbanie. Chyba po prostu takim osobom zazdrościła, ale nie
dopuszczała do siebie tej wiadomości.
- Hej, jestem Annie, przewodnicząca twojej klasy – uśmiechnęła
się, pokazując swoje białe i równe ząbki.
- Maddie – odpowiedziała nieufnie.
- Och, rozumiem, że możesz się tutaj na początek czuć
zagubiona, ponieważ jeśli ktoś do nas dochodził w twoim wieku, to po prostu
przenosił się z innej szkoły, ale powinnaś się ustatkować. To naprawdę fajna
szkoła i są tu przyjaźni ludzie. Nie martw się. – powiedziała do niej
przyjaznym głosem. Czarnowłosa wbrew swojej woli zaczęła czuć sympatię do
przewodniczącej. Traktowała ją miło i nie z wyższością, czego się nie
spodziewała.
Razem wyszły i Madeleine zwiedziła cały budynek. Nie
zapamiętała rozkładu sal, ale teraz mniej więcej się we wszystkim orientowała.
Poznała krótką historię szkoły, zwyczaje oraz stosunki. Dowiedziała się także,
że po tej lekcji, którą przeznaczyły na zwiedzanie jest krótka przerwa na
prysznic dla tych, którzy potrzebują tego po zajęciach fizycznych, obiad i
godzinna przerwa. Potem jedna lekcja i świetlica, podczas której odrabiają
lekcje w pokojach lub bibliotece, spędzają czas w pokoju wspólnym, gdzie
znajduje się kominek i różne gry. Czas bardzo szybko zleciał i pożegnały się.
Po powrocie do pokoju, Maddie przed obiadem postanowiła wziąć
prysznic. Po nim miała mieć zajęcia sportowe & wytrzymałość.
Wzięła ręcznik i weszła powoli do pomieszczenia. Było
pokryte kremowymi płytkami, z jednej strony były lustra i umywalki, a drugiej
zamknięte kabiny z toaletą. Dalej za rogiem przymierzalnie i prysznice. Na
półkach stały mydła i płyny.
- Kim jesteś i co tu robisz? - głos obcej dziewczyny zmroził
jej krew w żyłach. Obejrzała się za siebie i ujrzała wielką grzywę blond włosów
z wielkimi, zielonymi, wlepionymi w nią z zaciekawieniem oczami. Zmieszana
spróbowała znaleźć odpowiedź.
- No... jestem nowa, chciałam się umyć przed
obiadem i... ten.... nie spóźnić się...
- Aha, wiesz, co to są zdania... ech, nie ważne. Nazywam się
Elizabeth. Dla przyjaciół Lizz. Znasz już swojego boskiego rodzica? - spytała z
zainteresowaniem.
- Nigdy ciebie chyba tak nie nazwę - mruknęła pod nosem
zniechęcona wścibskim zachowaniem nieznajomej. - Ja jestem Madeleine. Moja matka
jeszcze się nie ujawniła.
- A, słyszałam o tobie. Całą szkoła o tobie rozmawia i krążą
różne dziwne plotki, ale nie przejmuj się. - odparła. - Masz bardzo ładne oczy,
wiesz? - uśmiechnęła się, a Maddie lekko zmieszała.
- Dzięki, ty też. O której jest obiad?
- Jadalnia jest otwarta przez całą przerwę, więc kiedy chcesz.
- Okej - odpowiedziała nieśmiało i już miała się ulotnić, by
nie prowadzić dalej tej napiętej konwersacji z Elizabeth. Stała już przy
drzwiach, gdy głos dziewczyny ją zatrzymał.
- Ej, co jest? Sorry, że tak trochę sztywno zaczęłyśmy. Jak
chcesz możemy się zaprzyjaźnić. - Maddie po raz pierwszy tego dnia szczerze się
uśmiechnęła.
***
Razem zeszły na obiad i Maddie nieśmiało usiadła przy jej
stoliku. Zobaczyła, że Lizz, była popularna oraz ogólnie lubiana. W tym miejscu
było najwięcej ludzi, oprócz jeszcze jednego, gdzie siedziała inna grupka
herosów. Jej uwagę szczególnie zwrócił przystojny chłopak z prawie
złotymi włosami i oczami oraz opaloną skórą. Ten jakby wyczuł jej spojrzenie i
popatrzył na nią niemiło. Teraz wiedziała, że te dwie grupy raczej ze sobą
rywalizują. Miała o to podpytać Lizz, ale ona zaczęła ją wszystkim przestawiać.
Było w sumie z piątka głównych osób, a reszta była obserwatorami. Domyśliła
się, że te "obozy" nie były takie duże, tylko po prostu reszta osób
wybierała sobie, których chce wspierać. Gdy już każdy poznał jej imię i
zamienił parę zdań, podpytała Elizabeth, o co w tym wszystkim chodzi.
- No wiesz, w pierwszym roku ja, Alice, Vicki, David i Chris
zaczęliśmy się kolegować. I cały czas kłóciliśmy się z równoległą grupą; Mike'em,
Alexem, Jimem, Roxy i May. Powstały dwa mniejsze obozy. W trzeciej klasie, rok
temu, staliśmy się bardziej popularni. Wiesz, rozbawialiśmy towarzystwo,
kawały, popularność i tak dalej. I teraz szkołę dzielimy na "naszych"
i "ich". Teraz jesteś z nami - wyjaśniła i uśmiechnęła się. Następnie
zaczęła opowiadać o czymś Chrisowi. Dalej w milczeniu dokończyła posiłek i z
swoją nową przyjaciółką ruszyła przebrać się na zajęcia sportowe.
EDIT: 22 grudnia 2013 (beta: Limonka)
Rozdział taki głównie wprowadzający. Dziękujemy za parę miłych komentarzy pod prologiem :) Jak zauważyliście blog opowiada o Maddie, ale także będzie drugi główny bohater, o którym będzie następny rozdział. Zanim dojdziemy do głównego wątku bloga musimy was trochę wprowadzić w nasz świat i bohaterów :>
Ala i Maja
Rozdział jest dobrze napisany, choć trochę nie podoba mi się, że Maddie o nic się nie pytała i przyjęła to kim jest w taki sposób jakby dowiedziała się, że jutro będzie brzydka podoba. fragment, w którym dyrektor opowiadał jej o tym kim jest było trochę drętwe. następnym razem musicie dodać trochę więcej emocji i trochę bardziej to rozbudować. ale pozatym to jest dobrze (bynajmniej nic oprócz tego nie wpadło mi w oczy)
OdpowiedzUsuńNie chciałabym być w skórze Maddie. i wcale nie chodzi tu o to kim jest. jej ojciec... ja można być kimś taki? zamykać swoją córkę w domu i nie pozwalać jej się stamtąd ruszyć? bydlak!
szczerze to chciałabym trafić to takiej szkoły. Lizz trochę mnie irytowała w tym rozdziale. ciekawi mnie o co chodzi w tej całej wojnie pomiędzy grupami.
zapewne tej drugi narrator to będzie ktoś z tamtej grupy.
Pozdrawiam^^
Tak, jesteś blisko co do drugiego narratora :) Dziękuję za taki długi i obiektywny komentarz :) Następnym razem postaramy się to bardziej opisać :)
UsuńPozdrawiał :>
A ja myślę, że ten drugi narrator to będzie ktoś z drugiej grupy i przy okazji syn Heliosa. No bo moim zdaniem Maddie jest córką Selene. Mam rację, czy czegoś nie ogarnęłam i muszę jeszcze raz przeczytać prolog?
OdpowiedzUsuńTo teraz przejdę do rozdziału. Bardzo mi się podoba pomysł ze szkołą dla herosów. Zapowiada się fajnie. A mi się nie chciało czytać. Kiedy jestem padnięta, nic mi się nie chce, może to dlatego. Postać Lizz jest spoko. Fajnie, że zaprzyjaźniła się z Maddie, bo najpierw myślałam, że będą wrogami. I że Lizz ma podobny charakter do Clarisse... ;) Ale dobrze, że nie. Tak w ogóle dowiemy się, kto jest jej boskim rodzicem?
A teraz zmiana tematu. Maja? Czy jesteś tą osobą, o której myślę? (Tak dla zrozumienia - myślę o Mai, która ulepiła tego pegaza na blogu Ali i Marii). Lubię Twoją twórczość tak samo jak Ali! Bardzo fajny styl! :)
Pozdrawiam i życzę dużo weny
Wasza
Anonimowa Fanka
Tak, to ta sama Maja ;) Wszystko dobrze zrozumiałaś tylko, że nasza bohateka będzie świadoma tej niesamowitej wieści dopiero w następnych rozdziałach :)
UsuńOczywiście, że dowiecie się kto jest boskim rodzicem Lizz. A raczej kim są jej dalecy przodkowie (podpowiem, że jest ich dwójka ^^)
Cieszę się, że Ci się podoba nasz blog, ale rozdziały nie będą się na razie pokazywały regularnie, bo bardziej oddaję się drugiemu blogowi.
Dziękuję za komentarz :)
Ala
Dobra, dobra, tu mnie macie... Pewnie jutro będziecie mi to wypominać, ale powiem to: WCIĄGNĘŁAM SIĘ. Tak...
OdpowiedzUsuńWciągnęłaś mnie . Prócz tego, że są tu bogowie greccy nie dałaś żadnego nawiązania do książki Ricka i za to cię podziwiam .
OdpowiedzUsuńDzisiaj chyba więcej nie przeczytam, a mam wielka ochotę . Resztę nadrobię jutro .
Pozdrawiam i proszę o odwiedzenie mnie xdd