wtorek, 3 grudnia 2013

[01] Madeleine

26 września, godzina  6:55
Pip! Pip! Pip! Mówił budzik Maddie. Otworzyła leniwie błękitne oczy, które dzisiaj, mimo długiego snu, były zmęczone wczorajszymi wydarzeniami. Przeciągnęła się i szybko ubrała w przygotowane dla niej ubrania. Związała długie do łopatek, czarne włosy w warkocza, który mimo jej starań nigdy nie wychodził idealnie. Szybkim krokiem doszła do gabinetu dyrektorki tutejszego domu dziecka. Zapukała niepewnie, a ze środka doszedł cichy pomruk zgody. Niepewnie stanęła w drzwiach dość specyficznie urządzonego pomieszczenia. Ściany były zgniłozielone z meblami udającymi eleganckie. Wszystko dopełniały obrazy przeróżnych dzieci na ścianach, a każde koniecznie miało na rękach rudego bądź czarnego w białe łaty kota.
- Usiądź - powiedziała do niej lekko zaspana pani Scott. Dziewczyna spoczęła na skraju krzesła, lecz tak, by w każdym momencie być gotowym na ucieczkę. - Teraz, kiedy już jesteś wyspana, możemy spokojnie porozmawiać - westchnęła. - Jak już się pewnie domyśliłaś, twój ojciec był seryjnym mordercą, co tak uporczywie przed tobą ukrywał - spojrzała na Maddie współczująco. - Wczoraj policja go złapała, a on wykrzyknął, by ktoś się tobą zaopiekował. Podczas, gdy właśnie się sama uczyłaś w domu, bo zakazał ci chodzić do szkoły, policja wzięła cię i tutaj przyniosła. - Powiedziała to takim tonem, jakby to, że dziewczyna sama uczyła się w domu, było tysiąc razy gorsze od tego, że jej ojciec mordował ludzi i ukrywał swoją córkę bez matki przed światem. - Chcieliśmy, byś zamieszkała tutaj, z nami i rozpoczęła normalną naukę, ale…
- Ale co? – przerwał jej zirytowany głos piętnastolatki. – Znalazł się jakiś zaginiony krewny, który okaże się niewiele lepszy od niego? – spytała zirytowanym głosem.
- Nie, nie masz żadnych innych krewnych od strony taty, a o matce nic nie wiadomo. Wracając do tematu: jedna szkoła z internatem, gdy tylko tu zostałaś przesłana i właściwie zameldowana, czego twój ojciec nie zrobił, zgłosiła się, by cię do niej przyjąć. Znajduje się na północ od Londynu. Dużo o niej nie wiadomo, ale chyba jest całkiem dobra. Wolisz do niej pójść, czy zostać tutaj?
Maddie zamyśliła się nad propozycją. W sumie tutaj nic specjalnie się jej nie podobało, a uczniowie z tej drugiej szkoły pewnie nie będą wiedzieć nic o jej niemiłej przeszłości, którą cała tutejsza szkoła poznała. Po krótkim namyśle odpowiedziała krótko:
- Tak. – Nie chciała specjalnie spoufalać się z tą kobietą, który wyglądała, jakby chciała z nią dyskutować, dlaczego ta szkoła w domu dziecka jest lepsza. Nic jednak nie powiedziała, tylko kiwnęła głową i powiedziała, że dostanie odzież, a książki i przybory będą na miejscu. Odbyła krótką rozmowę telefoniczną i oznajmiła, że za dwie godziny przyjadą po nią starsi uczniowie placówki i dowiozą na miejsce. Do tej pory miała spakować rzeczy, które dostała i mogła robić co będzie chciała.
Wsadziła wszystko byle jak do granatowej torby i zagłębiła się w myślach, powracając do niemiłych wspomnień. Od zawsze ojciec traktował ją oschle, zakazywał wychodzić z domu i kupił jej książki, z których miała się sama uczyć w domu. Zawsze wiedziała, że tata, jeśli go tak można nazwać, łamał prawo. Kradł lub na jakiś inny sposób. Nie zdziwiło jej to specjalnie, gdy policja zapukała do jej drzwi, by ją zabrać. Oczywiście była zszokowana, ale nawet idiota domyśliłby się, że coś jest na rzeczy.
Po jakimś czasie zawołano ją na dół, gdzie koło pani Scott stało dwóch chłopaków. Oboje wyglądali na około osiemnaście lat. Pierwszy miał czarne włosy, poniekąd przypominające jej, oraz morsko – niebieskie oczy. Był całkiem przystojny, wysoki i posiadał wyraźnie zarysowane mięśnie. Drugi, trochę niższy, szczycił się kręconymi, brązowymi włosami i piwnymi oczami. Nie dorównywał wyglądem zewnętrznym koledze, ale z pewnością był pogodniejszy i wyglądał, jakby miał zaraz przebiec cały maraton dwa razy.
- Madeleine… - zaczęła dyrektorka.
- Maddie – poprawiła ją automatycznie.
- … to jest…
- Ja jestem David, a to Joe – przedstawił siebie i przyjaciela wyższy. Dziewczyna pożegnała się z panią Scott i za chłopakami na tylne siedzenie w czarnym, terenowym Nissanie. Przez parę minut jechali w ciszy oglądając niespecjalnie ładne widoki szarych budynków. W końcu Maddie postanowiła przerwać niezręczną ciszę.
- To… No jak jest w tej szkole? – Brunet postanowił włączyć się w rozmowę.
- Całkiem spoko. Mój stary chodził do niej tak samo jak matka i tam się poznali. Nauczyciele są okej, ludzie też. Spodoba ci się. Niestety nie możemy ci o niej dużo powiedzieć, bo takie są reguły.
- Ale jak to „reguły”? Nie możecie opowiadać o swojej szkole? – Zmarszczyła brwi.
- Bo to nie jest zwykła szkoła – uśmiechnął się tajemniczo i nagle wjechali w tunel. Gdy wyjechali nie widzieli szarego klimatu Anglii, lecz pojawili się w osłonecznionym miejscu, przez które prowadziła nierówna droga. Wyjechali z gaju i zobaczyli budynek szkoły, przy którym płynęła rzeka z mniejszą plażą. Czarnowłosa otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Nie była to zwyczajna placówka. Był to ogromny zamek składający się z wieżyczek, półokrągłych okien i wielkiego wejścia, przed którym na schodach stał pewny siebie i stanowczy mężczyzna. Miał na sobie granatową szatę, ale nie wyglądał w niej jak jakiś czarnoksiężnik. Po prostu wzbudzał szacunek.
Zatrzymali się na małym parkingu przy bramie i wyszli na brukowaną ścieżkę. David i Joe podeszli przodem do mężczyzny, a Maddie cicho za nimi.
W jej umyśle kłębiły się najróżniejsze myśli. Co to za miejsce? Jak to się stało, że nagle z tunelu wyjechali tutaj? Kto tym chłopakom zabronił jej cokolwiek powiedzieć? Gdzie ona się w ogóle znajduje? Tak dużo pytań i żadnej odpowiedzi.
- Proszę za mną - odezwał się do niej ten oryginalnie ubrany człowiek. Powiedział te trzy słowa i nie czekając na nią odwrócił się na pięcie, znikając za drzwiami. Po paru sekundach otrząsnęła się i pobiegła za nim. Gdy go dogoniła, rozejrzała się po pomieszczeniu. Szli przez długi korytarz z wysoko powieszonym sufitem, na którym znajdowały się jakieś malowidła. Ściany boczne były zdobione z dużą liczą starych obrazów. Na końcu korytarza znajdowały się na honorowym miejscu gabinet dyrektora. Wszedł pierwszy, pozostawiając drzwi otwarte i usiadł za biurkiem. Dziewczyna poszła za nim i cicho przymknęła przejście. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Było bogato przystrojone, na ścianach wisiało czternaście wielkich obrazów w cennych ramach. Znajdowali się na nich najważniejsi bogowie. Kredens, biurko oraz inne pomniejsze meble były z ciemnego drewna i pokrywała je cienka warstwa lakieru.
Maddie usiadła na eleganckim krześle, obitym w materiały i wbiła w człowieka swoje czujne spojrzenie. Ten zerknął na nią, westchnął i zaczął swój monolog:
- Kojarzysz może grecką mitologię? – I nie czekając na odpowiedź mówił dalej, ale dziewczyna kiwnęła głową. – Są też herosi. To wszystko istnieje naprawdę, a my jesteśmy dla nich szkołą. – I tutaj umysł Maddie na chwilę się zawiesił. Często czytała grecką i rzymską mitologię. Bardzo się nią fascynowała i uważała, że Grecy wszystko sobie dokładnie przemyśleli i spisali. Jednak to było zadziwiające i nie mogła uwierzyć, że to jest prawda. „To pewnie jakaś ukryta kamera” pomyślała, ale wszystko, co opowiadał ten człowiek wydawało się tak wiarygodne...
- Mamy po całej Wielkiej Brytanii rozesłane nimfy, które pracują w urzędzie i tylko, kiedy jakiś zameldowany człowiek będzie potencjalnym herosem wysyłają do niego satyra. Każdy półbóg, który się tutaj znajduje został tu przyprowadzony w wieku dwunastu lat i nie zdarzyło się, by ktokolwiek zostało ominięty. W tym wieku, także zaczyna się pierwszy rok nauki i kończy się w wieku dwudziestu lat, ale można opuścić szkolenie w wieku osiemnastu. Zazwyczaj jednak większość zostaje.
 Dziewczyna słuchała go zafascynowana, jednak nękała ją jedna myśl: „co ona tutaj robi?”. Odpowiedź nadeszła jednak szybko. – Teraz pojawiasz się ty. Twój ojciec cię nie zameldował, więc nie mogliśmy cię znaleźć. Żeby nadrobić twoją edukację, będziesz miała dwa razy w tygodniu zajęcia uzupełniające. W skład planu lekcji wchodzi nauka strzelania z łuku, wspinaczka, greka, walka na miecze, historia, sporty & wytrzymałość oraz reszta przedmiotów w jednym, typu matematyka i język angielski, by półbogowie nie wyszli na jakiś przygłupów. To tyle. Mieszkasz w pokoju numer 143 w zachodnim skrzydle, gdzie znajdują się pokoje wszystkich dziewczyn. Chłopcy mieszkają we wschodnim. Wyślę do ciebie przewodniczącą twojej klasy, by ci wszystko wyjaśniła. Aktualnie nie wiemy, kto jest twoim boskim rodzicem, ale niebawem powinien ci się objawić. Do widzenia. – odparł, ale dziewczyna siedziała dalej na krześle zszokowana. To wszystko powiedział jej takim beznamiętnym tonem i tyle informacji na raz, że wszystko zaczęło ją przytłaczać. Wzięła klucz i wyszła, a drzwi same się za nią zatrzasnęły. Stała parę minut na korytarzu, a powoli do jej głowy dochodziła informacja, że nie ma swojej walizki ani nie ma pojęcia, jak dojść do zachodniego skrzydła. Wzięła się w garść i poprzednią drogą doszła na dwór. Na schodach zobaczyła samotny bagaż, który aż prosił się by go stąd zabrać. Dźwignęła go, a gdy znalazła się powrotem w zamku zabrzmiał dzwonek. Przestraszona dziewczyna schowała się szybko na głównymi drzwiami i oglądała. Obserwowała, jak chłopcy i dziewczyny w różnym wieku wychodzili z sal, niektórzy obciążeni książkami, a inni spoceni lub z ranami. Rozmawiali, plotkowali i oskarżali nauczycieli o nawał dodatkowej pracy domowej. To wszystko było dla niej nieznane. Dziewczyny, która sama uczyła się w domu i oprócz małej liczby ćwiczeń, które mogła wykonać, nie wykonywała zadań fizycznych. Po około dziesięciu minutach ponownie słychać było głośny dzwonek, a uczniowie z cichym jękiem z powrotem się rozeszli. Ona powoli wyszła i powolnym krokiem ruszyła drogą, która, jej zdaniem, prowadziła na zachód. Po paru pomyłkach i ślepych uliczkach doszła do drzwi z napisem „001”. Podążała dalej, ale korytarz kończył się na numerze „050”. Westchnęła i weszła na schody. By dojść do pokoju numer „143” musiała znaleźć się na trzecim piętrze, które było przedostatnie. Po drodze minęła łazienkę, która jak się okazało, była jedna na każdym piętrze, czyli na 50 dziewczyn.
Kluczem przekręciła zamek, a mechanizm cicho kliknął. Weszła do środka. Pokój zawierał łóżko, a przy nim mała szafeczka, szafę, biurko z lampką oraz półki na książki. Na pulpicie leżały książki, zeszyty oraz przybory do pisania. W szafie znalazła ubrania na każdą okazję; sportowe, eleganckie i normalne oraz do nich buty. Zerknęła na rozmiar i uznała, że powinny być dobre. Szybko rozpakowała rzeczy, które miała i usiadła przy biurku. Leżała tam także koperta i plan lekcji. Drugie tylko przeleciała wzrokiem, a skupiła się na liście. Szybko go przeczytała, czekając na wyjaśnienia dzisiejszego dnia.

Witaj w naszej szkole, Madeleine!
Z pewnością Pan dyrektor, Fergus, nie spoufalał się z Tobą, więc jak tylko dowiedziałam się o Twoim przyjeździe, postanowiłam do Ciebie napisać, zwłaszcza, że jestem zastępczynią Fergusa, a on ma mnóstwo spraw do załatwienia.
Z trzeciej lekcji, która według moich obliczeń powinna wypaść po Twoim przyjeździe, zwolniłam przewodniczącą Twojej klasy, która ma Ci wszystko wyjaśnić i oprowadzić Cię.
Nie martw się, my nie jesteśmy Twoimi wrogami, tylko chcemy Ci pomóc. Jeśli nie przejdziesz właściwego szkolenia, to Twoje życie może być bardzo krótkie, więc chociaż spróbuj polubić tą szkołę.
Isabella Clipson, nauczycielka historii & wice dyrektor

Po przeczytaniu wiadomości, Maddie odetchnęła z ulgą. Przynajmniej jedna osoba traktowała ją przyjaźnie. Następnie jak za zawołanie usłyszała ciche pukanie do drzwi. Podeszła do nich i przekręcając okrągłą gałkę, otworzyła. Stała za nimi wysoka blondynka, o ciemnych, inteligentnych oczach. Wyglądała idealnie. Za idealnie. Chodziło o to, że osoby zbyt idealne źle jej się kojarzyły. Najlepsze oceny, super wygląd, sylwetka, zadbanie. Chyba po prostu takim osobom zazdrościła, ale nie dopuszczała do siebie tej wiadomości.
- Hej, jestem Annie, przewodnicząca twojej klasy – uśmiechnęła się, pokazując swoje białe i równe ząbki.
- Maddie – odpowiedziała nieufnie.
- Och, rozumiem, że możesz się tutaj na początek czuć zagubiona, ponieważ jeśli ktoś do nas dochodził w twoim wieku, to po prostu przenosił się z innej szkoły, ale powinnaś się ustatkować. To naprawdę fajna szkoła i są tu przyjaźni ludzie. Nie martw się. – powiedziała do niej przyjaznym głosem. Czarnowłosa wbrew swojej woli zaczęła czuć sympatię do przewodniczącej. Traktowała ją miło i nie z wyższością, czego się nie spodziewała.
Razem wyszły i Madeleine zwiedziła cały budynek. Nie zapamiętała rozkładu sal, ale teraz mniej więcej się we wszystkim orientowała. Poznała krótką historię szkoły, zwyczaje oraz stosunki. Dowiedziała się także, że po tej lekcji, którą przeznaczyły na zwiedzanie jest krótka przerwa na prysznic dla tych, którzy potrzebują tego po zajęciach fizycznych, obiad i godzinna przerwa. Potem jedna lekcja i świetlica, podczas której odrabiają lekcje w pokojach lub bibliotece, spędzają czas w pokoju wspólnym, gdzie znajduje się kominek i różne gry. Czas bardzo szybko zleciał i pożegnały się.
Po powrocie do pokoju, Maddie przed obiadem postanowiła wziąć prysznic. Po nim miała mieć zajęcia sportowe & wytrzymałość.
 Wzięła ręcznik i weszła powoli do pomieszczenia. Było pokryte kremowymi płytkami, z jednej strony były lustra i umywalki, a drugiej zamknięte kabiny z toaletą. Dalej za rogiem przymierzalnie i prysznice. Na półkach stały mydła i płyny.
- Kim jesteś i co tu robisz? - głos obcej dziewczyny zmroził jej krew w żyłach. Obejrzała się za siebie i ujrzała wielką grzywę blond włosów z wielkimi, zielonymi, wlepionymi w nią z zaciekawieniem oczami. Zmieszana spróbowała znaleźć odpowiedź.
 - No... jestem nowa,  chciałam się umyć przed obiadem i... ten.... nie spóźnić się...
- Aha, wiesz, co to są zdania... ech, nie ważne. Nazywam się Elizabeth. Dla przyjaciół Lizz. Znasz już swojego boskiego rodzica? - spytała z zainteresowaniem.
- Nigdy ciebie chyba tak nie nazwę - mruknęła pod nosem zniechęcona wścibskim zachowaniem nieznajomej. - Ja jestem Madeleine. Moja matka jeszcze się nie ujawniła.
- A, słyszałam o tobie. Całą szkoła o tobie rozmawia i krążą różne dziwne plotki, ale nie przejmuj się. - odparła. - Masz bardzo ładne oczy, wiesz? - uśmiechnęła się, a Maddie lekko zmieszała.
- Dzięki, ty też. O której jest obiad?
- Jadalnia jest otwarta przez całą przerwę, więc kiedy chcesz.
- Okej - odpowiedziała nieśmiało i już miała się ulotnić, by nie prowadzić dalej tej napiętej konwersacji z Elizabeth. Stała już przy drzwiach, gdy głos dziewczyny ją zatrzymał.
- Ej, co jest? Sorry, że tak trochę sztywno zaczęłyśmy. Jak chcesz możemy się zaprzyjaźnić. - Maddie po raz pierwszy tego dnia szczerze się uśmiechnęła.

***

Razem zeszły na obiad i Maddie nieśmiało usiadła przy jej stoliku. Zobaczyła, że Lizz, była popularna oraz ogólnie lubiana. W tym miejscu było najwięcej ludzi, oprócz jeszcze jednego, gdzie siedziała inna grupka herosów. Jej uwagę szczególnie zwrócił przystojny  chłopak z prawie złotymi włosami i oczami oraz opaloną skórą. Ten jakby wyczuł jej spojrzenie i popatrzył na nią niemiło. Teraz wiedziała, że te dwie grupy raczej ze sobą rywalizują. Miała o to podpytać Lizz, ale ona zaczęła ją wszystkim przestawiać. Było w sumie z piątka głównych osób, a reszta była obserwatorami. Domyśliła się, że te "obozy" nie były takie duże, tylko po prostu reszta osób wybierała sobie, których chce wspierać. Gdy już każdy poznał jej imię i zamienił parę zdań, podpytała Elizabeth, o co w tym wszystkim chodzi.
- No wiesz, w pierwszym roku ja, Alice, Vicki, David i Chris zaczęliśmy się kolegować. I cały czas kłóciliśmy się z równoległą grupą; Mike'em, Alexem, Jimem, Roxy i May. Powstały dwa mniejsze obozy. W trzeciej klasie, rok temu, staliśmy się bardziej popularni. Wiesz, rozbawialiśmy towarzystwo, kawały, popularność i tak dalej. I teraz szkołę dzielimy na "naszych" i "ich". Teraz jesteś z nami - wyjaśniła i uśmiechnęła się. Następnie zaczęła opowiadać o czymś Chrisowi. Dalej w milczeniu dokończyła posiłek i z swoją nową przyjaciółką ruszyła przebrać się na zajęcia sportowe.



EDIT: 22 grudnia 2013 (beta: Limonka)
Rozdział taki głównie wprowadzający. Dziękujemy za parę miłych komentarzy pod prologiem :) Jak zauważyliście blog opowiada o Maddie, ale także będzie drugi główny bohater, o którym będzie następny rozdział. Zanim dojdziemy do głównego wątku bloga musimy was trochę wprowadzić w nasz świat i bohaterów :>
Ala i Maja

6 komentarzy:

  1. Rozdział jest dobrze napisany, choć trochę nie podoba mi się, że Maddie o nic się nie pytała i przyjęła to kim jest w taki sposób jakby dowiedziała się, że jutro będzie brzydka podoba. fragment, w którym dyrektor opowiadał jej o tym kim jest było trochę drętwe. następnym razem musicie dodać trochę więcej emocji i trochę bardziej to rozbudować. ale pozatym to jest dobrze (bynajmniej nic oprócz tego nie wpadło mi w oczy)
    Nie chciałabym być w skórze Maddie. i wcale nie chodzi tu o to kim jest. jej ojciec... ja można być kimś taki? zamykać swoją córkę w domu i nie pozwalać jej się stamtąd ruszyć? bydlak!
    szczerze to chciałabym trafić to takiej szkoły. Lizz trochę mnie irytowała w tym rozdziale. ciekawi mnie o co chodzi w tej całej wojnie pomiędzy grupami.
    zapewne tej drugi narrator to będzie ktoś z tamtej grupy.
    Pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, jesteś blisko co do drugiego narratora :) Dziękuję za taki długi i obiektywny komentarz :) Następnym razem postaramy się to bardziej opisać :)
      Pozdrawiał :>

      Usuń
  2. A ja myślę, że ten drugi narrator to będzie ktoś z drugiej grupy i przy okazji syn Heliosa. No bo moim zdaniem Maddie jest córką Selene. Mam rację, czy czegoś nie ogarnęłam i muszę jeszcze raz przeczytać prolog?
    To teraz przejdę do rozdziału. Bardzo mi się podoba pomysł ze szkołą dla herosów. Zapowiada się fajnie. A mi się nie chciało czytać. Kiedy jestem padnięta, nic mi się nie chce, może to dlatego. Postać Lizz jest spoko. Fajnie, że zaprzyjaźniła się z Maddie, bo najpierw myślałam, że będą wrogami. I że Lizz ma podobny charakter do Clarisse... ;) Ale dobrze, że nie. Tak w ogóle dowiemy się, kto jest jej boskim rodzicem?
    A teraz zmiana tematu. Maja? Czy jesteś tą osobą, o której myślę? (Tak dla zrozumienia - myślę o Mai, która ulepiła tego pegaza na blogu Ali i Marii). Lubię Twoją twórczość tak samo jak Ali! Bardzo fajny styl! :)
    Pozdrawiam i życzę dużo weny
    Wasza
    Anonimowa Fanka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, to ta sama Maja ;) Wszystko dobrze zrozumiałaś tylko, że nasza bohateka będzie świadoma tej niesamowitej wieści dopiero w następnych rozdziałach :)
      Oczywiście, że dowiecie się kto jest boskim rodzicem Lizz. A raczej kim są jej dalecy przodkowie (podpowiem, że jest ich dwójka ^^)
      Cieszę się, że Ci się podoba nasz blog, ale rozdziały nie będą się na razie pokazywały regularnie, bo bardziej oddaję się drugiemu blogowi.
      Dziękuję za komentarz :)
      Ala

      Usuń
  3. Dobra, dobra, tu mnie macie... Pewnie jutro będziecie mi to wypominać, ale powiem to: WCIĄGNĘŁAM SIĘ. Tak...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wciągnęłaś mnie . Prócz tego, że są tu bogowie greccy nie dałaś żadnego nawiązania do książki Ricka i za to cię podziwiam .
    Dzisiaj chyba więcej nie przeczytam, a mam wielka ochotę . Resztę nadrobię jutro .
    Pozdrawiam i proszę o odwiedzenie mnie xdd

    OdpowiedzUsuń